Hej, hej.
Jako Honorowy Krwiodawca w Polsce musiałam się przekonać jak to jest tutaj.
Niestety po pierwszym razie nie wiem czy będą kolejne. No, ale zacznijmy od początku.
żeby oddawać krew musimy umówić się na konkretną godzinę w konkretny dzień. Zachodząc do punktu krwiodawstwa wypełniamy formularz podobny jak w Pl. No może trochę bardziej szczegółowy jeśli chodzi o życie seksualne. Za to nie pytają o datę ostatniej miesiączki. Czyli w sumie nawet w czasie okresu mogłabym tam iść.
Potem idzie się do lekarza/pielęgniarki (nie wiem w sumie kim była ta kobietka). Chwila rozmowy. Przepytała z pytań na formularzu (bo przecież odpowiedzi nie widziała). Nie zapytała o żadne szczegóły oddawania krwi w Pl, choć na formularzu było podane, że to nie jest mój pierwszy raz. Żadnych pytań o grupę krwi czy inne szczegóły. Żadnego stetoskopu czy macanek po migdałach. Potem nakłucie palca. Sprawdzenie maszynką (w Pl taką maszynką sprawdzają tylko w przypadku punktów pobrań wyjazdowych) ilość hemoglobiny i tyle. Potem musiałam podwinąć rękawy, bo chciała sprawdzić, która ręka ma lepsze żyły. Oczywiście, że prawa :)
Teraz dostałam kubek wody i kazali czekać na wolny fotel.
Miła pani mnie zawołała. Kazała usiąść. Wypytała o wymowę nazwiska i czy podoba mi się Szkocja. Bez rękawiczek (!) pomacała mi zgięcie łokcia, potem przemyła gazikiem z jakimś alkoholem i wytarła czystą gazą.
Cały "sprzęt" czyli worki na krew, probówki itp już były na stoliku. Otwarte z antyseptycznego worka dużo wcześniej przed moim wypełnieniem formularza. Jedynie igła nadal była w swoim plastikowym schowku.
Przyszła pielęgniarka, spsikała ręce jakimś antybakteryjnym cusiem i dawaj się wkłuwać. Bez rękawiczek!!! Kazała ruszać delikatnie palcami i stopami kręcić kółeczka.
Teraz ta sama kobietka, która zajęła się mną na początku usiadła między mną a fotelem obok i coraz zagadywała to do mnie to do pacjenta obok. Mówiąc przy tym, że idzie mi świetnie i zaraz kończymy. Jak już upuściłam 482ml (tak tak, tu się zdaje więcej) to przyszła pielęgniarka od wkłucia. Znowu jakiś psikacz antybakteryjny i dawaj wyciągać igłę. Kazali posiedzieć chwilkę to siedziałam.
Plaster przykleiła mi ta miła kobietka od zagadywania. Ładnie podziękowała i kazała wstawać, bo na fotel już czekają następni. Dała karteczkę odnośnie dbania o siebie po donacji i tyle. Wychodząc usłyszałam jeszcze z 5 razy dziękuję.
I tu jest zasadnicza różnica między Pl a UK.
W Polsce za donację dostaje się czekolady, a przed jest kawa i ciastko. Tu wszystko jest jak najbardziej honorowe i bezinteresowne. Nie ma żadnych profitów. Nawet dnia wolnego nie można wziąć.
Dla mnie najgorsze wrażenie zrobiło to, że wszyscy używają antybakteryjnego psikacza lub pianki, ale nikt nie używa rękawiczek. Do tego tacki z workami itp przygotowuje pielęgniarka bez rękawiczek (!) i idzie w tym na ilość. Widziałam jak otwiera opakowania i wyrzuca na tacki cały zestaw. A potem na tej tacce to leżało. Nawet po 30 minut albo i dłużej, bo wychodząc stamtąd kupka z tackami jeszcze była. A ona już miała kolejne kilkanaście na przód.
Jak dla mnie to trochę mało bezpieczne. Bo ludzie kaszlali, smarkali (!) i w powietrzu na bank unosiły się zarazki.
Dodam, że recepcja, stolik gdzie były zadawane pytania odnośnie formularza, miejsce wykładania zestawów na tacki, poczekalnia i fotele do pobrań były w tym samym pomieszczeniu. Czasami oddzielone parawanami niższymi ode mnie. A wypełniony już krwią worek odnosiło się do tej samej pani, która wykładała zestawy na tacki. Bez rękawiczek. Nawet przyłapałam ją na tym, że nie spsikała rąk między workiem z krwią i tym jeszcze pustym.
Jak dla mnie takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. I nie wiem czy zdecyduję się na kolejną wizytę w tutejszym krwiodawstwie. Bo jednak wolę jak podchodzą do mnie ludzie z umytymi woda i mydłem rękami z założonymi rękawiczkami.
A Wy zdajecie krew?