Halloween.
W Polsce święto, które ma więcej przeciwników niż zwolenników. Na szczęście z roku na rok tych drugich przybywa.
W Szkocji jest obchodzone hucznie i z pompą.
Wszędzie można spotkać poprzebieranych ludzi. I to nie tylko małolaty czy dzieci, ale też dorosłych. Nawet w sklepach obsługa jest poprzebierana.
Ten nastrój mi się też udzielił. Z braku pomysłów zostałam Morticią Addams. Na imprezę zaprosiła mnie Sylwia, koleżanka z pracy. Ogólnie miało być dużo Polaków, a gdy przyszło co do czego to byłam ja i ona + 3 Szkotów. A tutaj zdjęcia :)
niedziela, 2 listopada 2014
niedziela, 19 października 2014
19. #wyzwanie10jaków
Jak
To takie miłe, bezbronne zwierzątko.
Idąc śladem Konrada, który poniekąd wyzwał i mnie. Przedstawiam Wam swoje Jaki
1. Klnie jak szewc. Klnie jak po uderzeniu się małym palcem w szafkę w środku nocy.
2. Zabiera się jak pies do jeża. Zabiera się jak ja do mycia okien.
3. Proste jak drut. Proste jak przeleżenie całego dnia w łóżku.
4. Idzie jak krew z nosa. Idzie jak by chciało, a nie mogło.
5. Brzydki jak noc listopadowa. Brzydki jak baskinka.
6. Nudne jak flaki z olejem. Nudne jak wykład z ergonomii.
7. Kłamie jak z nut. Kłamie jak polityk przed wyborami.
8. Wyskoczył jak Filip z konopi. Wyskoczył jak półdupek zza krzaka.
9. Tani jak barszcz. Tani jak chińska siła robocza.
10. Siedzi cicho jak mysz pod miotłą. Siedzi cicho jak kot za psią budą.
I tak oto udało mi się przebrnąć przez Jaki.
Więcej o akcji przeczytacie tu.
Do akcji wyzywam
1. Kasię z http://catalinka.blogspot.co.uk/
2. Karolinę z http://imperfecta-beauty.blogspot.co.uk/
3. Karolinę z http://www.zycie.me/
Wedle zasad wyzwania macie 24 godziny na wymyślenie swoich jaków. A jeśli Wam się nie uda to musicie wpłacić symboliczną dyszkę na rzecz Akademii Przyszłości. Ja swoich godzin nie przegapiłam, ale jak tylko będę miała możliwość na pewno ten Projekt wesprę.
To takie miłe, bezbronne zwierzątko.
Podobnie jest z dziećmi z trudnych rodzin. Często nie ma się kto nimi zająć i mimo, że nie są w pełni dorosłe, ani nawet częściowo, rodzice przestają się nimi opiekować i poświęcać tyle uwagi, ile powinni. Niby są wśród ludzi, ale tak naprawdę żyją samotnie, zmagając się w pojedynkę z problemami. Tak jak jaki, muszą znosić niekorzystne warunki – brak swojego miejsca w domu, brak podręczników i książek, brak flamastrów i zeszytów, brak ubrań, brak wsparcia ze strony dorosłych.
Ogólnie jeden wielki brak.
Aby te braki choć trochę zrekompensować Stowarzyszenie Wiosna powołało do życia Akademię Przyszłości. Powinniście kojarzyć tę inicjatywę, bo jakiś czas temu pisałem o niej na blogu. W uproszczeniu chodzi o to, że stowarzyszenie rekrutuje wolontariuszy, którzy zostają Tutorami i pomagają dzieciakom z rodzin z problemami uwierzyć we własne siły i dać poczucie wyjątkowości. Przez wspólne odrabianie lekcji i regularną motywację, mały student Akademii Przyszłości przechodzi od ciągłych porażek w szkole do lepszego życia.
Tutor pokazuje dziecku, że nie jest skazane na wydeptaną ścieżkę beznadziei, że ma alternatywy. I chcę, żeby #wyzwanie10jaków spełniło tę samą rolę.
W naszej kulturze od dziesiątek lat funkcjonują utarte, szablonowe porównania. Są używane tak często, że już w zasadzie na nikim nie robią wrażenia. A blogowanie, czy w ogóle, wychodząc po za tę konkretną formę, pisanie bez wywoływania u odbiorcy emocji mija się z celem. Stąd #wyzwanie10jaków. W akcji chodzi o to, że kreatywnie przerabiamy najbardziej oklepane porównania, żeby, tak jak Tutor pokazuje dziecku, że jest inna droga, udowodnić, że można złamać utarte schematy i nie wybierać oczywistej ścieżki.
Idąc śladem Konrada, który poniekąd wyzwał i mnie. Przedstawiam Wam swoje Jaki
1. Klnie jak szewc. Klnie jak po uderzeniu się małym palcem w szafkę w środku nocy.
2. Zabiera się jak pies do jeża. Zabiera się jak ja do mycia okien.
3. Proste jak drut. Proste jak przeleżenie całego dnia w łóżku.
4. Idzie jak krew z nosa. Idzie jak by chciało, a nie mogło.
5. Brzydki jak noc listopadowa. Brzydki jak baskinka.
6. Nudne jak flaki z olejem. Nudne jak wykład z ergonomii.
7. Kłamie jak z nut. Kłamie jak polityk przed wyborami.
8. Wyskoczył jak Filip z konopi. Wyskoczył jak półdupek zza krzaka.
9. Tani jak barszcz. Tani jak chińska siła robocza.
10. Siedzi cicho jak mysz pod miotłą. Siedzi cicho jak kot za psią budą.
I tak oto udało mi się przebrnąć przez Jaki.
Więcej o akcji przeczytacie tu.
Do akcji wyzywam
1. Kasię z http://catalinka.blogspot.co.uk/
2. Karolinę z http://imperfecta-beauty.blogspot.co.uk/
3. Karolinę z http://www.zycie.me/
Wedle zasad wyzwania macie 24 godziny na wymyślenie swoich jaków. A jeśli Wam się nie uda to musicie wpłacić symboliczną dyszkę na rzecz Akademii Przyszłości. Ja swoich godzin nie przegapiłam, ale jak tylko będę miała możliwość na pewno ten Projekt wesprę.
poniedziałek, 13 października 2014
18.
Sytuacja z 08.10.2014
Temperatura jakieś 9 stopni odczuwalne 6-7, do tego wilgotność powietrza w granicach 60-70%. Czyli pi... mocno zimno było.
Ja stoję na przystanku ubrana w kilka warstw, co by przypadkiem nie zmarznąć. W moim ulubionym pomarańczowym kożuszku. Z szalikiem i rękawicami zimowymi, w kapturze, bo na czapkę to jeszcze nie pora. W cieplejszych butach. Skulona w kącie przystanku, żeby przypadkiem wiatr zimny nie powiał.
Aż nagle. Na przystanek wkracza ona!
Na oko 12-13 lat. Idzie do szkoły (po mundurku poznaję). Bez rajstop. W trampkach, z getrami do pół łydki i spódnicą do pół uda. Czyli pupa prawie na wierzchu. Gęsią skórkę na nogach widać z kilku metrów. Na górze myślicie pewnie jakaś ciepła kurtka czy coś... A tu niespodzianka. Na górze koszula mundurkowa (po kołnierzyku poznałam) i koszula/kurtka jeansowa.
Mierzymy siebie wzrokiem ja na nią jak na wariatkę, ona odwdzięcza się tym samym.
Jak na nią patrzyłam to jeszcze zimniej mi było.
Temperatura jakieś 9 stopni odczuwalne 6-7, do tego wilgotność powietrza w granicach 60-70%. Czyli pi... mocno zimno było.
Ja stoję na przystanku ubrana w kilka warstw, co by przypadkiem nie zmarznąć. W moim ulubionym pomarańczowym kożuszku. Z szalikiem i rękawicami zimowymi, w kapturze, bo na czapkę to jeszcze nie pora. W cieplejszych butach. Skulona w kącie przystanku, żeby przypadkiem wiatr zimny nie powiał.
Aż nagle. Na przystanek wkracza ona!
Na oko 12-13 lat. Idzie do szkoły (po mundurku poznaję). Bez rajstop. W trampkach, z getrami do pół łydki i spódnicą do pół uda. Czyli pupa prawie na wierzchu. Gęsią skórkę na nogach widać z kilku metrów. Na górze myślicie pewnie jakaś ciepła kurtka czy coś... A tu niespodzianka. Na górze koszula mundurkowa (po kołnierzyku poznałam) i koszula/kurtka jeansowa.
Mierzymy siebie wzrokiem ja na nią jak na wariatkę, ona odwdzięcza się tym samym.
Jak na nią patrzyłam to jeszcze zimniej mi było.
środa, 8 października 2014
17.
Strach.
Jak w piosence Mesajah i Bednarka możemy usłyszeć "Czasy się zmieniają trzeba żyć na własną rękę,
Uwierz mi do tego będzie Ci potrzebne szczęście", tak i ja potrzebuję szczęścia. I to dużo.
Jak w piosence Mesajah i Bednarka możemy usłyszeć "Czasy się zmieniają trzeba żyć na własną rękę,
Uwierz mi do tego będzie Ci potrzebne szczęście", tak i ja potrzebuję szczęścia. I to dużo.
Od niedzieli mieszkam sama. W nowym miejscu. Mam swój pokój. Oprócz mnie w domu jest jeszcze 1 dziewczyna i jej pies (piękna, urocza, biszkoptowa labradorka).
Pracę mam. Taką, którą kocham. W Polish Taste. Wiem, że pewnie za jakiś czas będę narzekać, że dodatkowe godziny bez zapłaty, że ciężko, itp. Nie zmienia to jednak faktu, że praca z ludźmi (a praca sklepowej taka jest) jest dla mnie pracą idealną. Uwielbiam kontakt z ludźmi. Mogę z nimi pogadać, posłuchać ich żali, prowadzić konwersację na temat tego jak to w Polsce jest źle, a w Szkocji dobrze. Ogólnie mogę mówić, bez konsekwencji. Rozmowa jest wpisana w tą pracę. Można powiedzieć, że to mój obowiązek. Gdy klient jest zadowolony z obsługi to wraca. Wiadomo, jak ktoś nie skory do rozmowy, to nie zawracam mu gitary, ale zdarzają się ludzie, którzy chcą porozmawiać. I rozmowa to jedyny cel w jakim przyszli do sklepu.
Kończę.
Pa.
Pracę mam. Taką, którą kocham. W Polish Taste. Wiem, że pewnie za jakiś czas będę narzekać, że dodatkowe godziny bez zapłaty, że ciężko, itp. Nie zmienia to jednak faktu, że praca z ludźmi (a praca sklepowej taka jest) jest dla mnie pracą idealną. Uwielbiam kontakt z ludźmi. Mogę z nimi pogadać, posłuchać ich żali, prowadzić konwersację na temat tego jak to w Polsce jest źle, a w Szkocji dobrze. Ogólnie mogę mówić, bez konsekwencji. Rozmowa jest wpisana w tą pracę. Można powiedzieć, że to mój obowiązek. Gdy klient jest zadowolony z obsługi to wraca. Wiadomo, jak ktoś nie skory do rozmowy, to nie zawracam mu gitary, ale zdarzają się ludzie, którzy chcą porozmawiać. I rozmowa to jedyny cel w jakim przyszli do sklepu.
Kończę.
Pa.
niedziela, 21 września 2014
16.
Tęsknota.
Gdy tu przyjechałam wszyscy mi mówili, że najgorzej przeżyć pierwsze 3 miesiące. Mówiłam, że wytrzymam. Dam radę. No i bum... Jest końcówka trzeciego miesiąca, a mnie dopada tęsknota za mamą. I to w najmniej oczekiwanych momentach, bo niby kto by przypuszczał, że zwykła herbata z cytryną i łyżeczką cukru może wywołać płacz.
Gdy tu przyjechałam wszyscy mi mówili, że najgorzej przeżyć pierwsze 3 miesiące. Mówiłam, że wytrzymam. Dam radę. No i bum... Jest końcówka trzeciego miesiąca, a mnie dopada tęsknota za mamą. I to w najmniej oczekiwanych momentach, bo niby kto by przypuszczał, że zwykła herbata z cytryną i łyżeczką cukru może wywołać płacz.
wtorek, 16 września 2014
15.
Dostałam tę pracę!
Mogę nazwać teraz siebie sklepową :) Ja już chyba do emerytury będę w sklepie stała :D Ale jestem z tej pracy zadowolona. A chyba to najważniejsze. Prawda?
I jeszcze jedno ważne. Przechodzę metamorfozę. Przepoczwarzam się w blondynkę:D Z pomocą Kasi. Jutro czeka na mnie farba- platynka.
Pa!
Mogę nazwać teraz siebie sklepową :) Ja już chyba do emerytury będę w sklepie stała :D Ale jestem z tej pracy zadowolona. A chyba to najważniejsze. Prawda?
I jeszcze jedno ważne. Przechodzę metamorfozę. Przepoczwarzam się w blondynkę:D Z pomocą Kasi. Jutro czeka na mnie farba- platynka.
Pa!
sobota, 13 września 2014
14.
Dostałam szansę! Zaczynam okres próbny w polskim sklepie! Jestem szczęśliwa. Mam nadzieję, że będą ze mnie zadowoleni. Chciałabym tam zostać na dłużej. Praca w sklepie może nie jest jakaś mega ambitna, ale uwielbiam ją. Gdy stoję za ladą czy wykładam towar na półki czuję, że jestem we właściwym miejscu.
wtorek, 9 września 2014
13.
Oj dawno nie pisałam. Nie miałam czasu/chęci/weny.
Już nadrabiam.
Czuję się dobrze. Jestem zdrowa. Staram się o nową pracę. Poznałam faceta, którego próbuję rozgryźć, co do jego intencji, ale nawet jeśli chodzi mu o jedno to ja się tym nie przejmuję. Ważne, że mam świetną zabawę teraz :D Postanowiłam się przefarbować na blond. Mam już nawet farbę kupioną :D
A jak Wam minął sierpień?
Już nadrabiam.
Czuję się dobrze. Jestem zdrowa. Staram się o nową pracę. Poznałam faceta, którego próbuję rozgryźć, co do jego intencji, ale nawet jeśli chodzi mu o jedno to ja się tym nie przejmuję. Ważne, że mam świetną zabawę teraz :D Postanowiłam się przefarbować na blond. Mam już nawet farbę kupioną :D
A jak Wam minął sierpień?
niedziela, 17 sierpnia 2014
12.
Stirling.
Opis dnia.
Pobudka o 7.00 wróóóóóóóóoć. 7.00 to za wcześnie przestawienie budzika na 8.00. Szybka kąpiel, śniadanie, które kupił Szymek, kawa zrobiona przez niego. Około 9.00 wyjście z domu i skierowanie się na St. Queen. Pociągiem w kierunki Stirling. W pociągu nic ciekawego. Czysto, schludnie, nie śmierdząco (żeby polskie pociągi były chociaż w połowie takie jak te tutaj).
W Stirling obejrzenie mapy, obranie kierunku na zamek. Piękne widoki. Miasto ciche i spokojne. Domki takie z urokiem. Czułam się trochę jak w Hogsmeade. Na zamku okazało się, że wejście jest cholernie drogie, więc je sobie odpuściliśmy. 14 funtów za osobę to jednak przesada za jakieś 30 minut zwiedzania. Dorwaliśmy się jedynie do sklepu z pamiątkami. Posiedzieliśmy na tarasie widokowym i zaczęliśmy wracać. Byłam na moście, który jest znany z filmu Braveheart. Podobno można tam spotkać diabła, ale mi się niestety nie udało. Mieliśmy jeszcze iść do samotnej wieży, ale pogoda zaczynał się psuć, a ja robiłam się coraz bardziej głodna. Wrzucę Wam zdjęcia z tej magicznej wyprawy.
Opis dnia.
Pobudka o 7.00 wróóóóóóóóoć. 7.00 to za wcześnie przestawienie budzika na 8.00. Szybka kąpiel, śniadanie, które kupił Szymek, kawa zrobiona przez niego. Około 9.00 wyjście z domu i skierowanie się na St. Queen. Pociągiem w kierunki Stirling. W pociągu nic ciekawego. Czysto, schludnie, nie śmierdząco (żeby polskie pociągi były chociaż w połowie takie jak te tutaj).
W Stirling obejrzenie mapy, obranie kierunku na zamek. Piękne widoki. Miasto ciche i spokojne. Domki takie z urokiem. Czułam się trochę jak w Hogsmeade. Na zamku okazało się, że wejście jest cholernie drogie, więc je sobie odpuściliśmy. 14 funtów za osobę to jednak przesada za jakieś 30 minut zwiedzania. Dorwaliśmy się jedynie do sklepu z pamiątkami. Posiedzieliśmy na tarasie widokowym i zaczęliśmy wracać. Byłam na moście, który jest znany z filmu Braveheart. Podobno można tam spotkać diabła, ale mi się niestety nie udało. Mieliśmy jeszcze iść do samotnej wieży, ale pogoda zaczynał się psuć, a ja robiłam się coraz bardziej głodna. Wrzucę Wam zdjęcia z tej magicznej wyprawy.
sobota, 9 sierpnia 2014
11.
Szymek.
Jest jeszcze Szymek. Szymek jest zagubiony. To widać. Ukrywa się pod skórzaną, czarną kurtką, glanami i ciężkim metalowym brzmieniem. Widać jednak, że to nie do końca jego świat. Moim wyzwaniem będzie poznać jego świat, ten prawdziwy.
Pisałam w pierwszym poście. I po miesiącu... Ka boom. Szymek powoli się przede mną otwiera. Wczoraj pojechałam do niego do pracy. Siedziałam tam do zamknięcia. Potem wróciliśmy do domu, zabraliśmy piwo i poszliśmy do parku. Na huśtawki. O 2 w nocy. A co? Jak szaleć to szaleć. Pogadaliśmy od serca. Otworzył swoją duszę. Pozwolił mi wejść w jego świat. I muszę przyznać, że go polubiłam.
Jest jeszcze Szymek. Szymek jest zagubiony. To widać. Ukrywa się pod skórzaną, czarną kurtką, glanami i ciężkim metalowym brzmieniem. Widać jednak, że to nie do końca jego świat. Moim wyzwaniem będzie poznać jego świat, ten prawdziwy.
Pisałam w pierwszym poście. I po miesiącu... Ka boom. Szymek powoli się przede mną otwiera. Wczoraj pojechałam do niego do pracy. Siedziałam tam do zamknięcia. Potem wróciliśmy do domu, zabraliśmy piwo i poszliśmy do parku. Na huśtawki. O 2 w nocy. A co? Jak szaleć to szaleć. Pogadaliśmy od serca. Otworzył swoją duszę. Pozwolił mi wejść w jego świat. I muszę przyznać, że go polubiłam.
piątek, 8 sierpnia 2014
Post bez numerka
Kasieńko Kochana
Od losu mi dana
W dniu urodzin Twoich
Racz wysłuchać słów moich
Oby dziś Twa mina
Była radosna od wina
A uśmiech Twój uroczy
Wpadł w przystojne oczy
Aby życie Ci sprzyjało
Piękną bajkę napisało
Bo Ty jesteś warta tego
I wiem, że dopniesz swego
Obyś miała dużo szczęścia
I trafiła w Księcia objęcia
Byś nigdy nie płakała
Tylko non stop się śmiała
Kasiu, w ten wyjątkowy dla Ciebie dzień, życzę Ci wszystkiego najlepszego ;*
czwartek, 7 sierpnia 2014
Post bez numerka
Najdroższa ma Ewo
Bądź silna jak drzewo
W życiu szczęście miej
Często się śmiej
Nie miej powodów do troski
Bo Ci zbieleją włoski
Księcia pilnuj swego
Nie znajdziesz lepszego
Niech da ci najsłodsze słodycze
Tego ja Ci dziś życzę
Wszystkiego najlepszego moja Maleńka :* Oby Ci się wszystkie problemy rozwiązały :*
Bądź silna jak drzewo
W życiu szczęście miej
Często się śmiej
Nie miej powodów do troski
Bo Ci zbieleją włoski
Księcia pilnuj swego
Nie znajdziesz lepszego
Niech da ci najsłodsze słodycze
Tego ja Ci dziś życzę
Wszystkiego najlepszego moja Maleńka :* Oby Ci się wszystkie problemy rozwiązały :*
sobota, 2 sierpnia 2014
Post bez numerka
Kamyczku Kochany
Z nieba mi dany
Wiedz, że w Święto Twoje
Z Tobą serce moje
Chciałabym przytulić Cię
I wysłowić jakoś się
Życzę Ci kochana
Byś zawsze była uradowana
Nie wiedziała co to smutku łzy
I żyła w ciągłej extazy
By miłość Twa największa
Była coraz to piękniejsza
Kamciu moja. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :*
Z nieba mi dany
Wiedz, że w Święto Twoje
Z Tobą serce moje
Chciałabym przytulić Cię
I wysłowić jakoś się
Życzę Ci kochana
Byś zawsze była uradowana
Nie wiedziała co to smutku łzy
I żyła w ciągłej extazy
By miłość Twa największa
Była coraz to piękniejsza
Kamciu moja. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin :*
piątek, 1 sierpnia 2014
10.
Praca
Pierwszy tydzień cały przepracowany. Co prawda z dwóch różnych agencji, ale najważniejsze, że w pracy byłam przez 5 dni. Za tydzień idę na balety ;D nawet G. tak zapowiedział. Jego wypłata też wypada za tydzień, więc będzie co wydawać. Przez ten tydzień przegibałam się przez 3 firmy. Dwa dni w drukarni, gdzie jest mega luz, nie trzeba safety shoes ani kamizelki. Potem mega długi dzień (11 godzin) w Indigo, gdzie luz trochę mniejszy, ale atmosfera jest świetna. No i ostatnie dwa dni w Russelu. Tam to atmosfera jest jak na pogrzebie. Byłam tam już dwa tygodnie temu przez dwa dni. I prawdopodobnie w poniedziałek też tam idę, bo już dostałam sms. Mam nadzieję, że w niedzielę nie odwołają.
Pierwszy tydzień cały przepracowany. Co prawda z dwóch różnych agencji, ale najważniejsze, że w pracy byłam przez 5 dni. Za tydzień idę na balety ;D nawet G. tak zapowiedział. Jego wypłata też wypada za tydzień, więc będzie co wydawać. Przez ten tydzień przegibałam się przez 3 firmy. Dwa dni w drukarni, gdzie jest mega luz, nie trzeba safety shoes ani kamizelki. Potem mega długi dzień (11 godzin) w Indigo, gdzie luz trochę mniejszy, ale atmosfera jest świetna. No i ostatnie dwa dni w Russelu. Tam to atmosfera jest jak na pogrzebie. Byłam tam już dwa tygodnie temu przez dwa dni. I prawdopodobnie w poniedziałek też tam idę, bo już dostałam sms. Mam nadzieję, że w niedzielę nie odwołają.
sobota, 26 lipca 2014
9.
Dzieci.
Nie moje na szczęście. I w sumie jedno. 5-letnie. Małe, głośne i w dodatku z niewyczerpującą się baterią. Dziś z G. poszliśmy na miasto. Do La Boca, lokalu, w którym pracują jego znajomi. Zamówiliśmy piwo, 7 rodzai żarcia (serwują tam tylko tapas, więc porcje malutkie). Najedliśmy się i stwierdziliśmy, że za wcześnie na powrót do domu. Poszliśmy więc po piwo i postanowiliśmy odwiedzić Michała, brata Grześka, oraz jego kobietę i synka. Connora widziałam dziś po raz trzeci. Wcześniej już go polubiłam, ale dziś po prostu się zakochałam w nim. Nie wiem dlaczego, ale małe dzieci zawsze chcą mi pokazywać swoje zabawki, pokoje, itp. Pomimo iż ja jakoś nigdy specjalnie do dzieci nie lgnę (no może poza moją Oliwcią kochaną). Skąd to się bierze nie wiem, ale chciałabym chwilami móc wyłączyć tę opcję. To nic, że połowy ze słów Connora nie rozumiałam. Nawet mu mówiłam, że nie rozumiem, ale on dalej nawijał. Chwilami miałam język na brodzie, bo Connor chciał, żebym go ganiała, nosiła na rękach, ściskała. Na koniec wizyty jak już zbieraliśmy się do domu to powiedział, że mnie kocha, że będzie za mną tęsknił i chciał, żebym została na noc. To było mega słodkie.
A Wy lubicie dzieci?
Nie moje na szczęście. I w sumie jedno. 5-letnie. Małe, głośne i w dodatku z niewyczerpującą się baterią. Dziś z G. poszliśmy na miasto. Do La Boca, lokalu, w którym pracują jego znajomi. Zamówiliśmy piwo, 7 rodzai żarcia (serwują tam tylko tapas, więc porcje malutkie). Najedliśmy się i stwierdziliśmy, że za wcześnie na powrót do domu. Poszliśmy więc po piwo i postanowiliśmy odwiedzić Michała, brata Grześka, oraz jego kobietę i synka. Connora widziałam dziś po raz trzeci. Wcześniej już go polubiłam, ale dziś po prostu się zakochałam w nim. Nie wiem dlaczego, ale małe dzieci zawsze chcą mi pokazywać swoje zabawki, pokoje, itp. Pomimo iż ja jakoś nigdy specjalnie do dzieci nie lgnę (no może poza moją Oliwcią kochaną). Skąd to się bierze nie wiem, ale chciałabym chwilami móc wyłączyć tę opcję. To nic, że połowy ze słów Connora nie rozumiałam. Nawet mu mówiłam, że nie rozumiem, ale on dalej nawijał. Chwilami miałam język na brodzie, bo Connor chciał, żebym go ganiała, nosiła na rękach, ściskała. Na koniec wizyty jak już zbieraliśmy się do domu to powiedział, że mnie kocha, że będzie za mną tęsknił i chciał, żebym została na noc. To było mega słodkie.
A Wy lubicie dzieci?
środa, 23 lipca 2014
8.
Różnice kulturowe.
A no właśnie. Będąc jeszcze w Polsce często zastanawiałam się jak to jest mieszkać z dala od domu, w innym mieście czy kraju. Ciekawiło mnie czy ludzie są tacy sami, czy tempo w jakim żyje dane środowisko mocno różni się od tego, które znam. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że różnice są widoczne gołym okiem.
Od początku.
W Szkocji na każdym kroku słyszymy Sorry, Thank you, Please, Excuse me. Panuje tu epidemia życzliwości. Co jest naprawdę szokiem dla mnie. W Polsce tego nie ma. Wszędzie słychać Spier, Zapier, Kur, itp. Tutaj nawet gdy to JA zastąpię komuś drogę to ON mnie przeprasza. Płacąc w sklepie daję banknot słyszę od kasjera Thank you, dostając od niego resztę słyszę Please i znowu Thank you.
Druga sprawa. W Białymstoku wiele razy widziałam jak to ludzie chcieli zabić wzrokiem kobietę z wózkiem, która wsiadała do zatłoczonego autobusu. Tutaj? Są specjalne miejsca dla wózków i nawet jeśli są zajęte, bo jest tłok, na widok wózka miejsce znajduje się samo. Nikt nikogo o nic nie prosi. Ta sama kwestia tyczy się osób starszych. Są oznaczone siedzenia, więc jak na nim siedzisz na widok staruszka automatycznie wstajesz/przesiadasz się. Nie ma czegoś takiego, że staruszek stoi, gdy ktoś siedzi na miejscu oznaczonym dla osób starszych.
Następnie powiem o przechodzeniu przez ulicę.
Niestety powiedzenie Najpierw w lewo, potem w prawo, a następnie jeszcze raz w lewo tutaj się nie sprawdza. W UK ruch lewostronny, więc musimy tą zasadę odwrócić. Ciężko się przyzwyczaić, ale powoli dochodzę do wprawy. Ale nie o tym miała być. Ile razy zdarzyło Wam się dostać mandat za przejście na czerwonym świetle albo w miejscu nie oznakowanym? Tutaj policja takich mandatów nie wystawia! Przechodzi się gdzie, jak i komu się podoba. Nieważne czy światła, czy nie ma świateł, czy ulica ruchliwa czy nie. Ulicę można przejść na raty. Najpierw jeden pas, chwila postoju i drugi pas. Warunek jest jeden. Jak już przechodzisz- to z głową. Wiadomo nikt nie będzie się rzucał pod nadjeżdżający samochód.
Aktualnie w Glasgow są jakieś tam igrzyska. W każdym bądź razie impreza masowa ze sportem w tle. Miasto zostało zalane przez turystów. W Polsce tam gdzie turyści tam durnostojki, stragany, durnostojki, stragany, durnostojki, stragany i tak w nieskończoność. Tutaj? Zauważyłam, że od poniedziałku w centrum są stragany. Owszem są. Ustawione jeden przy drugim. W wąskiej uliczce odchodzącej od głównego deptaka. Deptak jest nietknięty. Jedyne co na deptaku dostawili to ogródki, 2-3 stoiska z darmowym malowaniem twarzy i 2-3 z balonami dla dzieci (takimi podłużnymi co się z nich różne rzeczy składa). Można? Można. I idziesz sobie deptakiem, w miejscowości pełnej turystów, i nie musisz się przepychać pomiędzy straganami.
No i to na tyle. Więcej grzechów nie pamiętam.
A no właśnie. Będąc jeszcze w Polsce często zastanawiałam się jak to jest mieszkać z dala od domu, w innym mieście czy kraju. Ciekawiło mnie czy ludzie są tacy sami, czy tempo w jakim żyje dane środowisko mocno różni się od tego, które znam. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że różnice są widoczne gołym okiem.
Od początku.
W Szkocji na każdym kroku słyszymy Sorry, Thank you, Please, Excuse me. Panuje tu epidemia życzliwości. Co jest naprawdę szokiem dla mnie. W Polsce tego nie ma. Wszędzie słychać Spier, Zapier, Kur, itp. Tutaj nawet gdy to JA zastąpię komuś drogę to ON mnie przeprasza. Płacąc w sklepie daję banknot słyszę od kasjera Thank you, dostając od niego resztę słyszę Please i znowu Thank you.
Druga sprawa. W Białymstoku wiele razy widziałam jak to ludzie chcieli zabić wzrokiem kobietę z wózkiem, która wsiadała do zatłoczonego autobusu. Tutaj? Są specjalne miejsca dla wózków i nawet jeśli są zajęte, bo jest tłok, na widok wózka miejsce znajduje się samo. Nikt nikogo o nic nie prosi. Ta sama kwestia tyczy się osób starszych. Są oznaczone siedzenia, więc jak na nim siedzisz na widok staruszka automatycznie wstajesz/przesiadasz się. Nie ma czegoś takiego, że staruszek stoi, gdy ktoś siedzi na miejscu oznaczonym dla osób starszych.
Następnie powiem o przechodzeniu przez ulicę.
Niestety powiedzenie Najpierw w lewo, potem w prawo, a następnie jeszcze raz w lewo tutaj się nie sprawdza. W UK ruch lewostronny, więc musimy tą zasadę odwrócić. Ciężko się przyzwyczaić, ale powoli dochodzę do wprawy. Ale nie o tym miała być. Ile razy zdarzyło Wam się dostać mandat za przejście na czerwonym świetle albo w miejscu nie oznakowanym? Tutaj policja takich mandatów nie wystawia! Przechodzi się gdzie, jak i komu się podoba. Nieważne czy światła, czy nie ma świateł, czy ulica ruchliwa czy nie. Ulicę można przejść na raty. Najpierw jeden pas, chwila postoju i drugi pas. Warunek jest jeden. Jak już przechodzisz- to z głową. Wiadomo nikt nie będzie się rzucał pod nadjeżdżający samochód.
Aktualnie w Glasgow są jakieś tam igrzyska. W każdym bądź razie impreza masowa ze sportem w tle. Miasto zostało zalane przez turystów. W Polsce tam gdzie turyści tam durnostojki, stragany, durnostojki, stragany, durnostojki, stragany i tak w nieskończoność. Tutaj? Zauważyłam, że od poniedziałku w centrum są stragany. Owszem są. Ustawione jeden przy drugim. W wąskiej uliczce odchodzącej od głównego deptaka. Deptak jest nietknięty. Jedyne co na deptaku dostawili to ogródki, 2-3 stoiska z darmowym malowaniem twarzy i 2-3 z balonami dla dzieci (takimi podłużnymi co się z nich różne rzeczy składa). Można? Można. I idziesz sobie deptakiem, w miejscowości pełnej turystów, i nie musisz się przepychać pomiędzy straganami.
No i to na tyle. Więcej grzechów nie pamiętam.
czwartek, 17 lipca 2014
7.
Praca w agencji.
No tak. Jak szybko się zaczęło tak szybko się skończyło. W pracy byłam dwa dni i już pracowników nie potrzebują. Ot uroki pracy w agencji. Znowu jestem na etapie poszukiwania pracy. Zaczyna mnie to męczyć.
Do tego mam spuchniętego kciuka i obolały kark. Od tej pracy właśnie...
Ehhh...
Jutro idę do Job Center po NIN. Może tam będą jakies ogłoszenia dla mnie?
No tak. Jak szybko się zaczęło tak szybko się skończyło. W pracy byłam dwa dni i już pracowników nie potrzebują. Ot uroki pracy w agencji. Znowu jestem na etapie poszukiwania pracy. Zaczyna mnie to męczyć.
Do tego mam spuchniętego kciuka i obolały kark. Od tej pracy właśnie...
Ehhh...
Jutro idę do Job Center po NIN. Może tam będą jakies ogłoszenia dla mnie?
wtorek, 15 lipca 2014
6.
My first day.
Mój pierwszy dzień przesunął się w czasie. Niestety. A może stety? W niedzielę późnym wieczorem dostałam sms, że zmiana odwołana i mam nie przychodzić. Trochę mi się smutno zrobiło, bo jednak pracy potrzebuję. Byłam naprawdę sfrustrowana i musiałam jakoś wyładować wszystkie emocje, które się we mnie nazbierały. I na tym skorzystał pokój. Został posprzątany od góry do dołu. Wieczorem (a może już w nocy?) po powrocie Grześka na poprawę mojego humoru obejrzeliśmy Godziny Szczytu 2 (noc wcześniej oglądaliśmy pierwszą część). Położyliśmy sie po 2. Jakie było moje zdziwienie gdy o 8.15 zadzwonili do mnie z agencji, że mam się stawić w pracy najszybciej jak to możliwe. Byłam zaskoczona, uradowana i w całym tym szoku wybrałam się z domu bez kanapki i kawy.
Praca nie jest ciężka. Trzeba złożyć pudełeczko, włożyć do pudełeczka buteleczkę i do kartonika. I tak non stop. Przez 8 godzin. Przerwy są dwie. Jedna 15 min, druga 30 min. Dziś czas mijał mi w miarę szybko. Mam nadzieję, że w kolejnych dniach też tak będzie.
Pozdrawiam :)
Mój pierwszy dzień przesunął się w czasie. Niestety. A może stety? W niedzielę późnym wieczorem dostałam sms, że zmiana odwołana i mam nie przychodzić. Trochę mi się smutno zrobiło, bo jednak pracy potrzebuję. Byłam naprawdę sfrustrowana i musiałam jakoś wyładować wszystkie emocje, które się we mnie nazbierały. I na tym skorzystał pokój. Został posprzątany od góry do dołu. Wieczorem (a może już w nocy?) po powrocie Grześka na poprawę mojego humoru obejrzeliśmy Godziny Szczytu 2 (noc wcześniej oglądaliśmy pierwszą część). Położyliśmy sie po 2. Jakie było moje zdziwienie gdy o 8.15 zadzwonili do mnie z agencji, że mam się stawić w pracy najszybciej jak to możliwe. Byłam zaskoczona, uradowana i w całym tym szoku wybrałam się z domu bez kanapki i kawy.
Praca nie jest ciężka. Trzeba złożyć pudełeczko, włożyć do pudełeczka buteleczkę i do kartonika. I tak non stop. Przez 8 godzin. Przerwy są dwie. Jedna 15 min, druga 30 min. Dziś czas mijał mi w miarę szybko. Mam nadzieję, że w kolejnych dniach też tak będzie.
Pozdrawiam :)
sobota, 12 lipca 2014
5.
Zakupy
Zdecydowanie najprzyjemniejszy dzień. Dzień zakupów.
Kiedyś mi się tak wydawało. Teraz zakupy nie cieszą. Grzesiek jest strasznie wybredny, marudny i... musi przejśc wszystkie, dokładnie WSZYSTKIE alejki z pominięciem dziecięcych. Nawet na chemii gospodarczej się zatrzymuje. Nawet chodząc z mamą nie miałam tak długich i męczących zakupów.
Dodatkowo jako, że Grzesiek póki był sam nie robił zakupów, to teraz próbujemy różne sklepy. Byliśmy w ASDA, Tesco i Lidlu. Ten ostatni uznaliśmy za najgorszy i więcej do niego nie wrócimy.
Do tego musiałam dziś kupić buty do pracy. Są paskudne, ale bezpieczne. I kosztowały aż 32 funty!
Teraz musimy iść jeszcze do pobliskiego małego Tesco, bo w Lidlu nawet cytryn nie mieli.
A Wy jakie zakupy preferujecie? Z listą czy bez?
Zdecydowanie najprzyjemniejszy dzień. Dzień zakupów.
Kiedyś mi się tak wydawało. Teraz zakupy nie cieszą. Grzesiek jest strasznie wybredny, marudny i... musi przejśc wszystkie, dokładnie WSZYSTKIE alejki z pominięciem dziecięcych. Nawet na chemii gospodarczej się zatrzymuje. Nawet chodząc z mamą nie miałam tak długich i męczących zakupów.
Dodatkowo jako, że Grzesiek póki był sam nie robił zakupów, to teraz próbujemy różne sklepy. Byliśmy w ASDA, Tesco i Lidlu. Ten ostatni uznaliśmy za najgorszy i więcej do niego nie wrócimy.
Do tego musiałam dziś kupić buty do pracy. Są paskudne, ale bezpieczne. I kosztowały aż 32 funty!
Teraz musimy iść jeszcze do pobliskiego małego Tesco, bo w Lidlu nawet cytryn nie mieli.
A Wy jakie zakupy preferujecie? Z listą czy bez?
piątek, 11 lipca 2014
4.
Praca. Zakupy.
Dziś pobudka o 7.30. Śniadanko dla mnie i Grześka. Szybka kąpiel. I o 8.30 razem z Andrzejem powędrowałam do agencji pracy w Paisley. Tam kazali mi przysłać CV na e-mail i pognali do domu. Z Andrzejem się nie zraziliśmy. Wróciliśmy, zabraliśmy ciasto i ruszyliśmy do drugiej agencji, tym razem w centrum. Tam bardzo nie miła pani kazała mi wypełnić dokumenty, po czym na rozmowę wzięła mnie przemiła kobieta (te jej miłowanie to chyba przez to ciasto). Dała mi kartkę gdzie i kiedy mam się stawić oraz jakie ubranie jest wymagane. I tym oto sposobem w poniedziałek zaczynam pracę w pakowalni butelek.
Po powrocie z centrum chwila przerwy. Kawka, ciasto i rozmowa z Andrzejem i Szymkiem. Potem znowu do centrum. Tym razem na zakupy. Potrzebowałam jakichś szortów albo czegoś podobnego. No i kupiłam. Jeansowe spodenki za całe 2,99.
Obiad zjadłam nad rzeką. I spacerkiem wróciłam do domu. Teraz leżę kołami do góry i myślę co zrobić jutro na śniadanie.
Dziś pobudka o 7.30. Śniadanko dla mnie i Grześka. Szybka kąpiel. I o 8.30 razem z Andrzejem powędrowałam do agencji pracy w Paisley. Tam kazali mi przysłać CV na e-mail i pognali do domu. Z Andrzejem się nie zraziliśmy. Wróciliśmy, zabraliśmy ciasto i ruszyliśmy do drugiej agencji, tym razem w centrum. Tam bardzo nie miła pani kazała mi wypełnić dokumenty, po czym na rozmowę wzięła mnie przemiła kobieta (te jej miłowanie to chyba przez to ciasto). Dała mi kartkę gdzie i kiedy mam się stawić oraz jakie ubranie jest wymagane. I tym oto sposobem w poniedziałek zaczynam pracę w pakowalni butelek.
Po powrocie z centrum chwila przerwy. Kawka, ciasto i rozmowa z Andrzejem i Szymkiem. Potem znowu do centrum. Tym razem na zakupy. Potrzebowałam jakichś szortów albo czegoś podobnego. No i kupiłam. Jeansowe spodenki za całe 2,99.
Obiad zjadłam nad rzeką. I spacerkiem wróciłam do domu. Teraz leżę kołami do góry i myślę co zrobić jutro na śniadanie.
czwartek, 10 lipca 2014
3.
Język.
Czyli coś co tutaj jest dla mnie najtrudniejsze.
Niby angielski umiem. Jednak po przyjeździe tutaj, gdzie wszyscy mówią po angielsku, doznałam szoku. Były momenty, że nie rozumiałam co się do mnie mówi. Nawet gdy były to proste zdania. Teraz zaczynam się przyzwyczajać. W sklepie też już sobie radzę całkiem nieźle. Aby polepszyć swój polski od dziecka powtarzano mi, że trzeba czytać. Taką samą metodę postanowiłam zastosować do angielskiego. I kupiłam mój ulubiony miesięcznik Cosmopolitan. Dodatkowo w prezencie otrzymałam mascarę New Cid I- drama. Do czytania w języku angielskim dorzuciłam słuchanie tutejszego radia, żeby z językiem się osłuchać.
Wrzucam zdjęcia maskary na oku, bo nie znalazłam nigdzie na polskich stronach nic o niej.
Czyli coś co tutaj jest dla mnie najtrudniejsze.
Niby angielski umiem. Jednak po przyjeździe tutaj, gdzie wszyscy mówią po angielsku, doznałam szoku. Były momenty, że nie rozumiałam co się do mnie mówi. Nawet gdy były to proste zdania. Teraz zaczynam się przyzwyczajać. W sklepie też już sobie radzę całkiem nieźle. Aby polepszyć swój polski od dziecka powtarzano mi, że trzeba czytać. Taką samą metodę postanowiłam zastosować do angielskiego. I kupiłam mój ulubiony miesięcznik Cosmopolitan. Dodatkowo w prezencie otrzymałam mascarę New Cid I- drama. Do czytania w języku angielskim dorzuciłam słuchanie tutejszego radia, żeby z językiem się osłuchać.
Wrzucam zdjęcia maskary na oku, bo nie znalazłam nigdzie na polskich stronach nic o niej.
2.
Moje pierwsze zdjęcia tutaj.
A wszystko za sprawą przepięknej pogody. Wybrałam się spacerem do centrum. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie zmieniła swoich planów. Zamiast do centrum podążałam za strzałkami, które prowadziły do People's Palace and Winter Gardens. Jest tam też jeden z większych parków Glasgow Green Park. Tam też usiadłam, a wręcz wyłożyłam się na trawie. Zrobiłam sobie swego rodzaju piknik. Miałam wodę, pikantne przekąski i miętowego KitKata (jest przepyszny). Wracając stwierdziłam, że jednak za mało pochodziłam (do Green Park szłam raptem pół godziny) i zahaczyłam o centrum. W Primarku kupiłam sobie japonki za całego funta, bo w trampkach było mi za gorąco. Do domu wróciłam trasą okrężną. Trochę miałam z tym problem, bo droga, którą sobie wybrałam okazała się w pewnym momencie zamknięta dla pieszych. Na szczęście znalazłam obejście i szczęśliwa z powodu powrotu zaszłam do Golden Globe na po lody.
wtorek, 8 lipca 2014
1.
Glasgow.
Pierwszy tydzień już za mną. Zaczynam się przyzwyczajać do tutejszego życia. Poznaję miasto i prawa, które nim rządzą. Potrafię trafić do centrum i wrócić do domu. Pomimo słabej znajomości języka zrobię też codzienne zakupy. U Jimmy'ego. Lubię go. Jest przeuroczy, gdy mówi do mnie po polsku.
Grzesiek jako współlokator też nie jest taki zły. Robi świetną kawę. I te śniadania gdy ma wolne. Mmm... Jego jajecznica jest przepyszna.
W dzień skupiam się na znalezieniu pracy. Chociaż nie idzie mi to jakoś wyśmienicie. No cóż... W Polsce też miałam z tym problem. Ważne, że mam już załatwione konto bankowe i NIN. Muszę się uśmiechnąć do Andrzeja to zabierze mnie w piątek do agencji pracy.
Andrzej też jest ok, można z nim pogadać i robi rosół jak mama.
Jest jeszcze Szymek. Szymek jest zagubiony. To widać. Ukrywa się pod skórzaną, czarną kurtką, glanami i ciężkim metalowym brzmieniem. Widać jednak, że to nie do końca jego świat. Moim wyzwaniem będzie poznać jego świat, ten prawdziwy.
A na samym końcu jestem ja. Studentka ekonomii na UwB, która przyjechała do Szkocji do swojej dawnej miłości. Nie mająca żadnych perspektyw w kraju. Korzystająca z okazji, jaką dał jej Grzesiek. Próbująca zmienić swoje życie na lepsze.
Pierwszy tydzień już za mną. Zaczynam się przyzwyczajać do tutejszego życia. Poznaję miasto i prawa, które nim rządzą. Potrafię trafić do centrum i wrócić do domu. Pomimo słabej znajomości języka zrobię też codzienne zakupy. U Jimmy'ego. Lubię go. Jest przeuroczy, gdy mówi do mnie po polsku.
Grzesiek jako współlokator też nie jest taki zły. Robi świetną kawę. I te śniadania gdy ma wolne. Mmm... Jego jajecznica jest przepyszna.
W dzień skupiam się na znalezieniu pracy. Chociaż nie idzie mi to jakoś wyśmienicie. No cóż... W Polsce też miałam z tym problem. Ważne, że mam już załatwione konto bankowe i NIN. Muszę się uśmiechnąć do Andrzeja to zabierze mnie w piątek do agencji pracy.
Andrzej też jest ok, można z nim pogadać i robi rosół jak mama.
Jest jeszcze Szymek. Szymek jest zagubiony. To widać. Ukrywa się pod skórzaną, czarną kurtką, glanami i ciężkim metalowym brzmieniem. Widać jednak, że to nie do końca jego świat. Moim wyzwaniem będzie poznać jego świat, ten prawdziwy.
A na samym końcu jestem ja. Studentka ekonomii na UwB, która przyjechała do Szkocji do swojej dawnej miłości. Nie mająca żadnych perspektyw w kraju. Korzystająca z okazji, jaką dał jej Grzesiek. Próbująca zmienić swoje życie na lepsze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)